Po co ufać ludziom?!


10 stycznia 2008, 10:13

Ostatnio jechałem w pociągu z kolegą ze szkolnej ławki… 9 lat się znaliśmy w tym 3 lata gimnazjum siedzieliśmy w jednej ławce… a teraz nawet cześć? Nie widział mnie? A może nie chciał widzieć? Zacząłem się zastanawiać nad moją przeszłością. Każdy, kogo spotykam może powiedzieć „to mój przyjaciel- chodziłem z nim do podstawówki i gimnazjum, znamy się tyle lat..” a ja? A ja z tymi ludźmi nie chciałem mieć do czynienia w życiu… Czy 9 letnie dziecko powinno próbować się zabić?! Ale może od początku… Mój koszmar zaczął się dawno temu…, gdy trafiłem do 1 klasy podstawówki…, bo znalazłem przyjaciela… Pierwsza przyjaźń... nawet jedzeniem się dzieliliśmy. Aż nagle w 4 klasie coś mu odbija… Wszystkim mówi, że zepsułeś mu grę i masz mu oddać sporo pieniędzy( gra piracka- wtedy nie wiedziałem; zwyczajnie chciał mnie wykorzystać). Teraz jak sobie to przypominam to wydaje mi się to banalne, głupie a nawet żałosne. Wtedy jednak bardzo się bałem… wiedział, że nie pójdę do rodziców z tym… W szkole zaczął wszystkim opowiadać, że jestem biedny, że nie mogę nawet oddać mu za grę(niefart chciał, że trafiłem do klasy, w której każdy miał kupę pieniędzy). Zbierałem każdą złotówkę, która dostałem od rodziców… przez rok czasu patrzyłem się tylko jak koledzy jedzą słodycze, bo ja żyłem w świadomości, że muszę te pieniądze oddać. Zacząłem być traktowany jak śmieć. Jak ktoś niższego gatunku. Koledzy już w wejściu na mnie pluli… Bili kijami po twarzy i ciele… kopali jak upadłem… Nie mogłem nic zostawić na korytarzu, bo lądowało w koszu albo wc i musiałem wszystko wyciągać. W szatni miałem zawsze podeptana i brudną kurtkę… Wychodząc z lekcji biegłem szybko pod pokój nauczycielski i tam spędzałem wszystkie przerwy… Bałem się… Nie wytrzymywałem już tych poniżeń… siniaków… Wolałem umrzeć… Dziadek odebrał mnie ze szkoły jak zawsze i przywiózł do domu… zostałem sam… Wziąłem nóż… I gdy zacząłem ciąć wbiegł dziadek… wytracił mi nóż… jak nigdy czegoś zapomniał wziąć.. chyba papierosów i się wrócił… Pamiętam ten ból… łzy… płakał razem ze mną… stał się dla mnie wtedy kimś więcej niż dziadkiem… Opatrzył to, co zdążyłem naciąć… I obiecał, że nie powie rodzicom o tym, co chciałem zrobić… ani o tym, co inni mi robili… powiedział tylko o pieniądzach…. Najgorsze, że przez tyle lat musiałem do tych ludzi się uśmiechać i udawać, że nigdy nic mi nie zrobili…

Freya
31 stycznia 2008, 22:28
widzisz... wszystko jest po coś...
ja nie miałam może aż tak radykalnych przejść...
ale "swoje" przeżyłam...
złe rzeczy pozwalają zauważyć te dobre...
czas nas uczy pokory, nie tylko pogody...
z czasem wszystko zda się "po coś"...

miałeś wspaniałego dziadka :)
ja dopiero w liceum poznałam co to przyjazny człowiek...
(od śmierci taty, bo On był najwspanialszym ojcem, jakiego mogłam sobie wyobrazić, mimo jego wad, dopiero teraz zauważanych, a przez dziecko, jakim byłam go znając nie rozpoznawanych...)
12 stycznia 2008, 08:43
hej,dla bezpieczenstwa musialam zmienic adres bloga. teraz jestem pod lady-my-melancholy. pozdrawiam, byla scarlet-mojaobsesja
10 stycznia 2008, 22:26
Raczej czas zagoił rany, chociaż nie chcę mieć z tymi ludźmi nic wspólnego już. Chociaż czasem jest mi źle bo chciałbym mieć znajomego z tamtych czasów.
10 stycznia 2008, 16:53
witaj,akurat takiej sytuacji nie przezylam,ale poniekad moge sobie wyobrazic jak sie czules.dziwi mnie,ze usmiechales sie do nich.teraz po latach jak jeszcze raz spotkasz ktoregos z tych "wspanialych" kolegow-miej glowe uniesiona tak wysoko,by ujrzeli najwyzej Twoje piety.tacy ludzie sa i bedą zawsze,stworzeni sa po to,by wystawiac nasze uczucia na probe i upokarzac,ale z drugiej strony uodparniaja nas na stres,ucza nas zycia,dają nam lekcje przetrwania i kolejne doswiadczenia do naszego dorobku. przykro mi...
10 stycznia 2008, 14:07
...dzieci bywają bardziej okrutne niż dorośli...
10 stycznia 2008, 13:49
czy czas zagoił rany czy nie???
wu_żet
10 stycznia 2008, 11:52
czy teraz jest lepiej?
po tylu latach?

Dodaj komentarz